Kazanie na XXIV Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego



Umiłowani w Chrystusie Panu!

Celebrujemy dziś ostatnią niedzielę roku liturgicznego. W Ewangelii Odkupiciel poucza nas o czasach, kiedy to ujrzymy ohydę spustoszenia, zalegającą miejsce święte (Mt 24, 15), kiedy to powstaną fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych (Mt 24, 24), kiedy to nadejdzie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd, ani nie będzie (Mt 24, 21). Czy widząc otaczającą nas ohydę spustoszenia, jawną i milczącą apostazję całych społeczeństw, duchownych którzy mienią się być pasterzami, a w rzeczywistości współpracują z nieprzyjaciółmi Chrystusa w szatańskim dziele niszczenia katolickiej wiary, rodziny i cywilizacji, powinniśmy zrezygnowani poddać się i nic nie robić?

Nie, wręcz przeciwnie – powinniśmy podwoić starania o zbawienie naszych dusz, o zachowanie katolickiej wiary i liturgii. Dlaczego? Dlatego, że sam Pan obiecał, że dni ucisku i apostazji zostaną skrócone z powodu wybranych (Mt 24, 22), tj. tych, którzy nie zgodzą się na ohydę spustoszenia w miejscu świętym i pozostaną wierni Najświętszej Ofierze Mszy Świętej, którzy oprą się pokusie pójścia na kompromis z ubranymi w mitry i purpury heretykami, pokusie zaakceptowania modernistycznych dwuznaczności, mieszaniny prawdy i błędu. Siła diabła wypływa z bezmyślności tych, którzy mienią się być katolikami, a którzy poprzez swą bierność umożliwiają wilkom przebranym w owcze skóry wtargnięcie do Kościoła Bożego, zniszczenie katolickiej doktryny, moralności i liturgii.

Wsłuchajmy się w słowa jednego ze znanych na całym świecie świadków posoborowej rewolucji: Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Nie będzie już w stanie zajmować wielu budowli, które wzniósł w czasach pomyślności. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych (…) wydaje mi się pewne, że przed Kościołem bardzo trudne czasy. Prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali (Wypowiedź z 24 grudnia 1969 roku na zakończenie cyklu wykładów radiowych w rozgłośni Hessian Rundfunk).

Kto w 1969 roku wypowiedział te słowa, które zdają się wypełniać na naszych oczach? Nie był to kto inny, jak ksiądz Józef Ratzinger, jeden z ekspertów teologicznych podczas Soboru Watykańskiego II. Obserwując tempo zmian w latach 60. XX wieku, był on już w stanie przewidzieć skutki rewolucji ogarniającej świat i Kościół. Nie można jednak ugasić pożaru benzyną. Lekarstwem na posoborowy antropocentryzm, na detronizację Chrystusa nie jest teologia hermeneutyczna, próba udowodnienia, iż nie ma żadnej sprzeczności między czasami przed i posoborowymi. Taka intelektualna akrobacja musi skończyć się upadkiem.

Moderniści dokonali bowiem widocznego gołym okiem zerwania z tym wszystkim, co stanowiło przekazywany starannie od czasów apostolskich depozyt i trzeba być ślepcem lub nie używać rozumu, by tego nie dostrzec. Czy można odmówić słuszności kardynałowi Ratzingerowi, gdy stwierdza, że: Wspólnota, która ogłasza nagle jako ściśle zabronione to, co dotąd było dla niej czymś najświętszym i najwznioślejszym, oraz której przedstawia się jako coś niestosownego żal, odczuwany przez nią z tego powodu, sama stawia się pod znakiem zapytania. Jak można jej jeszcze wierzyć? Czy jutro nie zakaże ona tego, co dzisiaj nakazuje? (Bóg i świat. Rozmowa Petera Seewald z kard. Józefem Ratzingerem).

Kochani moi! Powtórzmy dziś z mocą słowa abp. Marcela Lefebvre z jego deklaracji  podpisanej w dniu 21 sierpnia 1974 roku: Całym sercem i całą duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz tradycji niezbędnych do jej zachowania, do wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy. Odrzucamy natomiast i zawsze odrzucaliśmy pójście za Rzymem o tendencji neo-modernistycznej i neo-protestanckiej, która wyraźnie zaznaczyła się podczas Soboru Watykańskiego II, a po soborze we wszystkich z niego wynikających reformach. Wszystkie one przyczyniły się, i wciąż się przyczyniają, do zniszczenia Kościoła, zrujnowania kapłaństwa, unicestwienia Najświętszej Ofiary i sakramentów, zaniku życia zakonnego, nauczania na uniwersytetach, w seminariach i w katechizmach naturalizmu i teilhardyzmu, które to prądy wywodzą się z liberalizmu i protestantyzmu, wielokrotnie potępianych przez uroczyste magisterium Kościoła.  Żadna władza, nawet najwyższa w hierarchii, nie może zmusić nas do porzucenia lub umniejszenia wiary katolickiej, którą to magisterium Kościoła jasno wykłada i wyznaje od ponad dziewiętnastu stuleci (Deklaracja J. E. Abp. Marcela Lefebvre z 21 listopada 1974 roku).

Amen.