Kazanie na Święto Matki Bożej Bolesnej
Umiłowani
w Chrystusie Pani!
Dwa
razy w roku, w Wielkim Poście i w dniu 15 września, obchodzimy święto Matki
Boskiej Bolesnej. Kościół Święty tylko tej tajemnicy z życia Najświętszej Maryi
Panny poświęca dwa dni, co podkreśla znaczenie, jakie dla naszego zbawienie
miało to, iż
Stała
Matka Boleściwa
obok
krzyża ledwo żywa,
gdy na krzyżu wisiał
Syn.
Zastanawiamy
się jednak jednocześnie, czemu Pan Jezus nie oszczędził swej Matce tak
wielkiego cierpienia? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy poświęcić chwilę na
rozważanie tajemnicy Chrystusowego Krzyża, który jest zgorszeniem dla Żydów, a
głupstwem dla pogan (1 Kor 1, 23).
W
Księdze Rodzaju na końcu opisu stworzenia świata czytamy: A Bóg widział, że
wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (Rdz 1, 31). Takim bardzo dobrym
stworzeniem był również człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże. W
raju cieszył się on życiem w przyjaźni z Bogiem, bez chorób, bez cierpień i
trudów, bez nieszczęśliwych wypadków, bez lęków i strachu o przyszłość. Nasi
prarodzice, Adam i Ewa, dali się jednak zwieść szatanowi, który namówił ich, by
zaczęli sami określać, co jest dobre, a co złe i w ten sposób stali się jak
Bóg. Zbuntowali się oni przeciwko naszemu Ojcu, który jest w niebie, a przez
swoje nieposłuszeństwo nie tylko zostali wygnani z raju, ale ściągnęli na
wszystkie ludzkie pokolenia grzech pierworodny. Człowiek nie jest ze swej
natury dobry, jak twierdzą liberałowie. Natura ludzka zraniona przez grzech pierworodny
nosi bowiem w sobie skłonność do czynienia złego, która przejawia się
nieustannie w naszym życiu tym, że bliżej jest nam do grzechu niż do świętości,
bliżej do tchórzostwa niż do bohaterstwa, bliżej do egoizmu niż bezinteresownej
miłości bliźniego. Tak oto, nieposłuszeństwo kobiety, nieposłuszeństwo naszej
pramatki Ewy względem Pana Boga pogrążyło ludzkość na całe wieki w ciemnościach
i niewoli grzechu.
Ta
nasza pożałowania godna sytuacja zmieniła się dopiero z chwilą przyjścia na
świat nowej Ewy, Najświętszej Maryi Panny. Już samo Jej Niepokalane Poczęcie
zwiastowało światku zupełnie nową rzeczywistość, rzeczywistość świętości i
Bożej łaski. Oto bowiem poprzez swoje Wcielenie Pan Bóg ustanowił Nowe
Przymierze, przymierze tak mocne i trwałe, że nawet największy grzech człowieka
nie jest w stanie go zniszczyć, ponieważ zostało ono przypieczętowane przelaną
na krzyżu krwią Zbawiciela. A pod tym krzyżem nie mogło zabraknąć Matki Bożej. Była Ona przecież nieustannie
obecna w życiu Pana Jezusa To Ona Go karmiła
i tuliła do swego serca, była przy Nim gdy stawiał pierwsze kroki, troszczyła
się o Niego, zachowywała i rozważała w swoim sercu wszystkie Jego słowa i czyny
(por. Łk 2, 19). To dzięki Jej
pośrednictwu Zbawiciel dokonał pierwszego cudu w Kanie Galilejskiej. Kroczyła
za swym Synem, gdy opuścił Nazaret i zaczął głosić Ewangelię. Smutkiem napawały
Ją wieści o tym, że żydowscy faryzeusze raz po raz knują spiski na Jego życie. A
kiedy Pan Jezus dla naszego zbawienia wziął na swe ramiona krzyż i ruszył w
stronę Golgoty, podążała za Nim krok za krokiem. I oto wypełniła się
przepowiednia starca Symeona: A Twoją
duszę miecz przeniknie (Łk 2, 35). Oczyma
duszy widzimy dziś, jak Matka Najświętsza stoi dziś pod krzyżem i patrzy na
swojego konającego Syna. Tylko matki są w stanie zrozumieć to co czuła w tym
momencie. Pustkę, bezsilność, ból przeszywający nie tylko serce, ale całe ciało.
I oto z ust Zbawiciela, na kilka chwil przed śmiercią, padają poruszające
słowa: Niewiasto oto syn twój,
synu oto Matka twoja.
Drodzy
wierni! Czemu jednak Pan Jezus najpierw zwraca się do Maryi, a dopiero później
do Jana? Gdyby chodziło tylko o zapewnienie Najświętszej Maryi Pannie opieki na
starość, wystarczyłoby powiedzieć do ucznia: Oto Matka twoja. Otóż znaczenie
Chrystusowych słów jest o wiele głębsze, ma wymiar nadprzyrodzony. Odkupiciel zwraca
się najpierw do Maryi, ponieważ chce oddać pod Jej opiekę nie tylko swego
umiłowanego ucznia Jana, ale cały swój Kościół. Chce, aby wszyscy katolicy
mogli zaznać kosztować tej samej czułej i pięknej miłości, której doświadczył sam
podczas swego ziemskiego życia. Pan Jezus wisząc na krzyży tworzy nadprzyrodzoną
więź między Najświętszą Maryją Panną, a każdym z nas, którzy przychodzimy do
Chrystusowego krzyża jako źródła życia i odkupienia. Syn Boży powierza Jej
misję, Matka Boża staje się Współodkupicielką i Wszechpośredniczką
Łask. Nie chciał jednak tej prawdy ogłosić uroczyście żaden z posoborowych
papieży. Nie powinno to być jednak dla nas żadne zaskoczenie. Jak bowiem stwierdził jeden z architektów Soboru Watykańskiego II,
arcyheretyk z zakonu jezuickiego Karl Rahner, byłby to ogromny cios dla
soborowego ekumenizmu, wszak protestanci nieznoszą kultu maryjnego.
Jednak my katolicy doskonale rozumiemy, że Maryja jest naszym ostatnim ratunkiem przed współczesnym potopem herezji, który zdaje się zatapiać Kościół Boży. Matka
Boża robi nieustannie co tylko może, by uratować nas, swe dzieci, przed ogniem wiecznym w
piekle i zaprowadzić nas do nieba. Dlatego też nieustannie okazuje nam tyle
troski, dlatego przychodzi do nas i prosi o pokutę oraz modlitwę: w Lourdes, w
La Salette, w Gietrzwałdzie czy w Fatimie. Nie czyni niczego innego, jak tylko
wypełnia misję, którą otrzymała od Syna. Jest Matką Kościoła, dlatego z jej
oczu płyną łzy, gdy patrzy, jak Kościół jest niszczony przez wilki przebrane w
owcze skóry, gdy patrzy na bluźnierstwa i świętokradztwa, na pogardę, z jaką ludzie
traktują Chrystusowy krzyż.
Kochani
moi! Wpatrując się dziś oblicze Matki Bożej Bolesnej musimy sobie uświadomić,
że Ona zawsze stoi obok nas, tak jak stała na Kalwarii przy swym konającym Synu.
Jest Ona przy nas, gdy przeżywamy nasze życiowe krzyże: samotność, starość, chwile zwątpienia, brak
zrozumienia ze strony bliźnich, troskę o pogrążony w kryzysie Kościół Święty i niepokój o
zbawienie tych, których kochamy. Maryja jest przy nas w chorobie i razem z nami
płacze nad grobami bliskich. Pociesza każdego z nas, ilekroć zwrócimy się Niej, którą czcimy jako Pocieszycielkę strapionych i kieruje do nas słowa: Nie bój się, bo jestem Twoją
Matką. Nie bój się nieść swojego krzyża, tak jak niósł go mój umiłowany Syn,
któremu towarzyszyłam na Drodze Krzyżowej. Nie bój się przeżywać razem z Nim i
ze mną Wielkich Piątków Twojego życia. Bo tylko ten, kto weźmie swój krzyż na
ramiona, będzie mógł przemienić ból i smutek Kalwarii na wieczną radość Zmartwychwstania.
A
gdy życia kres nastanie,
przez
swą Matkę, Chryste Panie,
do
zwycięstwa dojść nam daj.
Amen.