Kazanie na XII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego
Umiłowaniu w Chrystusie
Panu!
Z pewnością było czymś
szokującym dla osób słuchających przypowieści z ust Zbawiciela, iż żydowski
kapłan oraz lewita, a zatem osoby należące do grupy szczególnie oddanej Bogu,
minęli obojętnie swojego współbrata, który ranny leżał przy drodze wiodącej z Jerozolimy
do Jerycha. Trzeba przy tym podkreślić, iż kierunek ich podróży nie został
przez Naszego Pana wskazany przypadkowo. Wracali oni z Jerozolimy, ze świątyni,
w której sprawowali Boży kult. Ich szaty przesiąknięte pewnie jeszcze były
wonią kadzidła, jednak umysły dalekie już były od tego, co jeszcze przed chwilą
mieli na ustach, śpiewając psalmy ku czci wszechmogącego i miłosiernego Boga.
Choć mieli oni wystarczające środki, by udzielić pomocy rannemu współbratu,
minęli go obojętnie. Nie ulega zatem wątpliwości, iż nie mieli oni w sobie
miłości bliźniego.
Tak jest niestety także
z większością współczesnych katolików, także i posoborowych hierarchów, którzy
pozostają obojętni na los swych prześladowanych fizycznie i duchowo braci w
Chrystusie. Niczym żydowski kapłan i lewita przechodzą oni obojętnie obok
półżywego, potrzebującego pomocy bliźniego na Bliskim Wschodzie, by z otwartymi
rękoma witać tych, którzy palą tam kościoły, krzyżują i podrzynają gardła
chrześcijanom odmawiającym wyznania wiary w muzułmańskiego bożka Allacha.
Przechodzą oni obojętnie obok tych, którzy proszą o katolicką wiarę, o chrzest,
o sakramenty i w imię szatańskiego ekumenizmu każą im pozostać luteranami,
muzułmanami czy poganami.
Biada tym ludziom,
którzy mają usta pełne pustych frazesów o miłości, a swą obojętnością mordują
potrzebujące pomocy dusze. Biada tym ludziom, którzy pod przewodnictwem Franciszka
zgromadzą się w październiku w Rzymie na tzw. synodzie amazońskim, poprzez
który chcą kontynuować posoborową rewolucję w Kościele i to w tak bezczelny
sposób, iż 90-letni watykański hierarcha, kard. Walter Brandmüller ostrzega, że
przygotowany plan obciąża synod biskupów
i ostatecznie papieża poważnym naruszeniem depozytu wiary, co w konsekwencji
oznacza samozniszczenie Kościoła czy też jego zamianę z Mistycznego Ciała
Chrystusa w świecką organizację pozarządową o celach ekologiczno-społeczno-psychologicznych.
(…) przeczy wiążącej nauce Kościoła w decydujących kwestiach, a w związku z tym
musi być zakwalifikowane jako heretyckie. Jako że nawet fakt Bożego Objawienia
zostaje tutaj zakwestionowany albo niezrozumiany, należy także mówić dodatkowo
o apostazji (kard. Walter Brandmüller, Krytyka Instrumentum laboris synodu
amazońskiego).
Ze smutkiem odkrywamy,
że ciągle aktualne są dziś słowa Arcybiskupa Marcela Lefebvre: Zastanówmy się na moment nad konsekwencjami,
jakie ma dla Kościoła ten ekumeniczny szał, którego nic nie może już
powstrzymać. Biada tym, którzy staną mu na drodze! Biada tym, którzy spróbują
uratować coś ze skarbca Tradycji! Ale, powiadam, o wiele bardziej biada tym,
którzy są odpowiedzialni za te bluźnierstwa i świętokradztwa! Biada tym, którzy
ignorują chwałę Boga, niezmienność Jego Prawdy i Jego Słowa! Zaprawdę, będą oni
cierpieć gniew Wszechmogącego Boga! (abp. Marcel Lefebvre, Reforma Lutra i
Nowa Msza). Oby ci szaleni rewolucjoniści
przebrani w mitry oraz purpury w porę się opamiętali i nie usłyszeli z ust
Boskiego Sędziego słów: Idźcie precz ode
Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem
głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić (Mt
25, 41-42).
Podkreślić trzeba, iż pochwałę
z ust Pana otrzymał z kolei Samarytanin, który pochodził z narodu będącego u
Żydów w takiej pogardzie, że Żyd Samarytanina omijał z daleka i uważał za
wroga. Dlatego powinniśmy sobie uzmysłowić, jak wielkim szokiem dla
słuchających Chrystusa Żydów było to, że właśnie ten znienawidzony Samarytanin
okazał swą miłość do bliźniego i to nie tylko słowami współczucia, lecz licznymi
uczynkami. Opatrzył on rannego Żyda, włożył go na swoje bydlę i zawiózł go do
gospody, sam idąc pieszo. Zapłacił za pielęgnowanie rannego i gotów był do
poniesienie dalszych wydatków, choć mógł przypuszczać, że poraniony i złupiony
Żyd nie wróci mu wydanych pieniędzy, a może i nigdy nie okaże wdzięczności.
Taka właśnie powinna być
katolicka miłość bliźniego. Nie poprzestaje ona na słodkich słowach, lecz ma
być czynna. Błądzący potrzebuje bowiem dobrej rady i prawdy, a nie miłych słów i utwierdzenia
w błędzie. Rany duszy, które są o wiele gorsze niż rany cielesne, potrzebują jedynego
Lekarza Dusz, Naszego Pana Jezusa Chrystusa, a nie pogańskich bożków, charyzmatycznych tańców czy światowych rozrywek i używek. Słusznie upomina
wiernych św. Jan Ewangelista: Dzieci, nie
miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! (1 J 3, 18). Miłość
bliźniego powinna być także bezinteresowna, nie może oglądać się na zysk, bo
wówczas nie byłaby już miłością ani poświęceniem, lecz interesem, szukaniem
korzyści. Zaś prawdziwa miłość, jak mówi św. Paweł Apostoł, nie szuka swego (1 Kor 13, 5).
Kochani moi! Okazujmy naszym braciom w Chrystusie
prawdziwą miłość. Znajdźmy czas na rozmowę z drugim człowiekiem, który być może
obserwując kryzys Kościoła i cywilizacji przeżywa zwątpienie i potrzebuje
dobrej rady, wskazania katolickich kapłanów i biskupów, wiernych temu, czego
Kościół nauczał przez dwadzieścia wieków.
Poświęćmy choć chwilę tym, którzy są strapieni i potrzebują pocieszenia.
Znajdźmy czas na odwiedziny chorych, wzajemną pomoc w obowiązkach domowych,
modlitwę za żywych i umarłych. Znośmy cierpliwie krzywdy i darujmy chętnie
urazy. Jeśli bowiem zrozumiałeś dziś, iż bliźnim człowieka, który wpadł między złoczyńców był ten, który mu
miłosierdzie okazał, to i do Ciebie kieruje się wezwanie Pana Jezusa: Idź, a czyń i ty podobnie (Łk 10, 37).
Amen.