Kazanie na I Niedzielę Męki Pańskiej

Umiłowani w Chrystusie Panu!

Żal duszę ściska, serce boleść czuje,
Gdy słodki Jezus na śmierć się gotuje.

Z naszych świątyń zniknęły wszelkie oznaki radości, nawet wizerunek Ukrzyżowanego okryty jest pokutną fioletową zasłoną. Rozpoczynamy okres Męki Pańskiej, kiedy to Kościół kieruje nasze oczy na cierpiącego Odkupiciela. Oto nadchodzi Jego godzina (por. J 17, 1), godzina w której, jak opisuje to św. Paweł w dzisiejszej lekcji: Krew Chrystusa, który przez Ducha Świętego samego siebie bez skazy ofiarował Bogu, oczyści sumienie nasze od uczynków martwych abyśmy służyli Bogu żyjącemu! (Hbr 9, 14).

Kochani moi! W tym czasie powszechnego zamętu ogarniającego cały świat musimy odnowić wiarę w istotę naszej świętej katolickiej religii. Spójrzcie na szaleńczą miłość Boga. Qui propter nos homines et propter nostram salutem – On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia posyła Swego umiłowanego Syna, posyła Drugą Osobę Trójcy Przenajświętszej. Pan Nasz Jezus Chrystus przyjmuje ludzkie ciało, aby dać nam nędznym stworzeniom możliwość uczestnictwa w życiu wszechmogącego Boga: On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 6-8).

Zwykliśmy mawiać, że szczytem niewdzięczności jest to, gdy ktoś oddaje drugiemu za chleb kamienie. Oto tydzień temu w IV Niedzielę Wielkiego Postu słyszeliśmy w Ewangelii, jak Pan dokonał cudownego rozmnożenia chleba i pięcioma chlebami nakarmił pięć tysięcy mężczyzn. Oczyma duszy widzimy jeszcze zdumionych Apostołów, którzy ułomkami pozostałymi po tych, którzy jedli, napełnili dwanaście koszów. Jednak Chrystusowe cuda, bez względu na to jak są wielkie i zadziwiające, nie poruszają jednak zatwardziałych serc i umysłów faryzeuszy. Zwróćmy uwagę, iż za każdym razem, gdy Pan się z nimi styka, próbuje ich nawrócić, dotrzeć do nich ze swoim słowem. Pozostają oni jednak ślepi na światło Bożej dobroci i głusi na głos Bożego wołania. Ich zimne, kamienne serce odrzucają Syna Bożego, który wypomina ich obłudę, przewrotność i niedowiarstwo. Czyni to także dziś, gdy z wielkim smutkiem pyta: Jeśli wam prawdę mówię, czemu mi nie wierzycie?

Pomimo tylu wspaniałych cudów, uzdrowień czy nawet wskrzeszenia Łazarza, faryzeusze próbują cały czas  znaleźć jakiś błąd w Tym, który jest Prawdą, jakieś zło w Tym, który jest Dobrem, jakąś zmazę w Tym, który jest Pięknem. Gdy zaś dziś Odkupiciel mówi: Zaprawdę, zaprawdę mówię wam, pierwej, niż Abraham się stał, Ja jestem, gdy w ten sposób niejako uroczystą przysięgą potwierdza Swoje Bóstwo, oni, zamiast upaść Mu do nóg, zamiast Go uwielbić, jak to winno uczynić stworzenie wobec swego Stwórcy, porwali kamienie, by rzucić na Niego.

Drodzy wierni! Czy zatwardziałe serca i umysły nas, katolików żyjących w XXI wieku, nie są jak kamienie? Nieczułe, twarde, zimne, obojętne. Człowiek o sercu z kamienia nie jest wrażliwy na Boże natchnienia, oburza go własna krzywda, a wzrusza obojętnie ramionami na widok grzechów obrażających Pana Boga. Człowiek o sercu z kamienia bardziej boi się tych, którzy zabijają ciało, niż prawdziwego wroga natury ludzkiej, czyli szatana. Człowiek o sercu z kamienia drży przed chorobą ciała, ale jest obojętny na chorobę duszy, drży na na myśl o koronaświrusie, a przyzwala na tryumf szatańskiego wirusa bezbożności Katolik o sercu z kamienia niczym nie różni się od obłudnych faryzeuszów: nie wierzy, nie ufa i nie kocha Pana Boga, bo tak naprawdę Go nie zna.

Kochani moi! Być może wśród tych, którzy dziś pochwycili kamienie, by ukamienować Naszego Pana byli i ci, którzy niedawno przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a którą tradycja identyfikuje jako Marię Magdalenę. Jak czytamy w Ewangelii Janowej wystawili Go na próbę, aby mieć Go o co oskarżyć: Mojżesz w Prawie rozkazał nam takie kamienować. Cóż więc ty powiesz? (J 8, 5). Wówczas Chrystus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. Gdy jednak nie przestawali Go pytać, podniósł się i rzekł im: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem (J 8, 7).

I oto spodziewający się swojego tryumfu faryzeusze, którzy być może ściskali już w swych dłoniach twarde, zimne kamienie, kiedy usłyszeli te słowa, zaczęli jeden po drugim odchodzić. Pozostał tylko Jezus i owa grzeszna kobieta. Jak pięknymi słowami skomentował to Św. Augustyn: Relicti sunt duo: misera et misericordia. Pozostali tylko dwoje: nędzna i Miłosierdzie. Stajemy się uczestnikami tej samej tajemnicy, ilekroć przychodzimy wyznać grzechy kapłanowi, który sam jest grzesznikiem i nie ma żadnej władzy, by komukolwiek odpuścić choćby najmniejszy grzech. Jednak podczas sprawowania Sakramentu Spowiedzi działa on in persona Christi, w osobie Chrystusa, któremu użycza swych ust i dłoni, aby poprzez nie Zbawiciel obmył splamioną duszę w swej Przenajdroższej Krwi. Niewiasto, gdzież są twoi oskarżyciele? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! A Jezus powiedział: I Ja cie nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej! (J 8,10-11).

Cóż za wielka tajemnica naszej świętej katolickiej wiary. Sprawiedliwy i miłosierny Bóg potępia grzech, nie skruszonego człowieka. Przychodzi On dziś ze swoją łaską i puka do drzwi naszych serc. Obyście dzisiaj usłuchali głosu jego, który mówi wam: Nie zatwardzajcie serc waszych (Ps 94, 8), woła Psalmista. Skoro dziś Syn Boży przychodzi do nas, to prawdziwie nie zatwardzajmy serc naszych, nie zachowajmy się wobec Jego natchnień biernie ani opornie. Nikt z nas nie wie, czy będzie nam dane przeżywać kolejny Wielki Post. Nikt z nas nie wie, czy będzie nam jeszcze kiedykolwiek dane przystąpić do spowiedzi, wyznać grzechy i uzyskać rozgrzeszenie. Nikt z nas nie wie, czy będzie nam dane jeszcze kiedykolwiek przystąpić do Ołtarza Bożego, uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, w czasie której z przebitego boku Chrystusa wypływa źródło naszego zbawienia, nie przez krew kozłów albo cielców, lecz przez własną Krew wszedł raz do miejsca Świętego dokonawszy wiecznego Odkupienia (Hbr 9, 12).

Drodzy wierni! Już niedługo w Wielki Piątek koło Chrystusowego Krzyża staną różni ludzie. Będą tam faryzeusze – prześladowcy i oskarżyciele Naszego Pana – którzy dziś chcą go ukamienować i których zatwardziałe serca krzyczeć będą u Piłata: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj Go! Będą tam i ciekawscy gapie, którzy zerkną na Krzyż, zobaczą Mękę Bożego Syna, ale wrócą do domu niezmienieni, obojętni na łaskę. Ale znajdzie się tam także garstka tych, którzy wraz ze współcierpiącą Matką z wiarą i miłością będą spoglądać na Jezusa oczami pełnymi łez, tak jak i Maria Magdalena, która z ust Pana usłyszała: I Ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej! Tak właśnie trzeba nam zbliżyć się do Zbawiciela – z prawdziwą wiarą, z głęboką nadzieją, z gorącą miłością, ze szczerym żalem za grzechy i z mocnym postanowieniem poprawy.

Uderz, Jezu, bez odwłoki,
W twarde serc naszych opoki! 

Uderz, bo tyle w nas obojętności, gdy Twoja nauka jest bezczelnie fałszowana, aby przypodobać się duchowi tego świata, gdy Kościół Boga zastępuje Neo-Kościół człowieka. Uderz, Jezu, bo wzruszaliśmy obojętnie ramionami, kiedy katolicka ziemia, miasto Twych Świętych Apostołów Piotra i Pawła, profanowane były przez bałwochwalczy kult pogańskiej bogini Pachamamy. Uderz, bo tak mało w nas należytej czci wobec Ciebie obecnego w Najświętszym Sakramencie, bo przyzwalamy na świętokradztwa w postaci Komunii na rękę. Uderz, bo milczymy, gdy na naszych oczach jesteś opluwany i policzkowany, jak niegdyś na sądzie u Annasza i Kajfasza słuchamy dziś fałszywych świadków, bezbożnych duchownych oskarżających Ciebie, o słodki Jezu, żeś jest zagrożeniem dla Twych owiec i źródłem chorób. Uderz, bo tyle w nas zatwardziałości serca wobec Twojego wołania o nawrócenie i pokutę, bo grzech stał się naszym chlebem powszednim. Uderz, bo nawet jeśli dziś poruszymy się na myśl o Twojej Męce, to szybko zapomnimy i pewnie nawet w Wielki Piątek ulice naszych miast i wsi będą przypominać jerozolimskie ulice sprzed dwóch tysięcy lat, po których wśród zgiełku zabieganych Żydów przygotowujących się do święta Paschy niosło się okrutne echo bezbożnego tłumu wołającego: Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj! 

Uderz, Jezu, nim będzie za późno!

Amen.