Kazanie na IV Niedzielę Wielkiego Postu

Umiłowani w Chrystusie Panu!

Jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii nasz Zbawiciel wraz z apostołami wchodzi na górę. W IV Niedzielę Wielkiego Postu, kiedy to połowę Wielkiego Postu mamy już za sobą, Pan Jezus wchodzi na szczyt, aby nam przypomnieć, że przyszedł na świat po to, by wznieść w górę ludzkie serca, zaprowadzić swoje owce, także te zagubione, do nieba. Gdy zaś Jezus wzniósł oczy i ujrzał, że wielka rzesza idzie ku Niemu, zwrócił się z pytaniem do apostoła Filipa: Skąd kupimy chleba, żeby ci posilić się mogli? Zwróćmy uwagę, iż Ewangelista zaznacza, że Zbawiciel poprzez to pytanie próbował wiarę Filipa, ponieważ On sam wiedział, co miał czynić. Jednak oto Filip, widząc tak wielkie rzesze, nie potrafi sobie wyobrazić, jak zdobyć żywność, aby nakarmić tak wielu ludzi. Brakuje mu nadal zaufania do Pana Jezusa. Wówczas apostoł Andrzej, obdarzony większą wiarą, mówi Odkupicielowi, że coś znalazł, jednak tego z pewnością nie wystarczy: Jest tu jedno pacholę, które ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, ale cóż to jest na tak wielu? To retoryczne pytanie jest jednak jednocześnie wołaniem do Pana, aby uczynił coś z tą odrobiną. Można więc powiedzieć, że Chrystus dokonuje cudu rozmnożenia chleba w odpowiedzi na wiarę apostoła Andrzeja, który ofiaruje Mu wszystko, co posiada, choć jest tego tak niewiele. 

Drodzy wierni! Ewangeliczna scena, którą dziś rozważamy, powinna być dla nas pouczającą lekcją. Oto bowiem bardzo często nasza rezygnacja i smutek w obliczu życiowych trudności czy kryzysu Kościoła wynika po prostu z naszego egoizmu. Zbyt często, kiedy się modlimy, myślimy tak naprawdę w głębi serca, że to niemożliwe, by Bóg wysłuchał naszej modlitwy, podobnie jak apostoł Filip, który myśli o trudnościach i nie ma nawet odwagi poprosić Pana Jezusa, by coś na to zaradził. Zbyt często krępuje nas pycha. Wolimy nic nie robić, niż przyznać się, że potrzebujemy pomocy z zewnątrz, od Boga czy też drugiego człowieka, którego Bóg stawia na drodze naszego życia. Wolimy narzekać, szemrać i pozostawić wszystko tak jak jest, ponieważ nie mamy wystarczającej odwagi i ufności, by ofiarować Zbawicielowi jakikolwiek wysiłek z naszej strony. Podobnie jak apostoł Filip, jesteśmy tak pochłonięci troskami doczesnymi, że nie próbujemy nawet odpowiedzieć na prośbę Chrystusa. Tymczasem Zbawiciel nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych, prosi jedynie, byśmy współpracowali z Nim, aby mógł zdziałać cud przemiany naszych serc. 

Kochani moi! Weźmy na poważnie naukę płynącą z dzisiejszej Ewangelii. Zamiast uskarżać się, że tyle nam brakuje, narzekać na swój los czy postępowanie naszych bliźnich, ofiarujmy coś Chrystusowi. Znajdźmy czas na to, aby zacząć i kończyć nasz dzień choćby krótką modlitwą, na to, aby przygotować się do uczestnictwa we Mszy Świętej, zaś po jej zakończeniu podziękować za to, że Pan Jezus uobecnia Swoją Mękę i Śmierć na ołtarzu, za to, że przychodzi poprzez Komunie Świętą do naszych serc. Znajdźmy czas na lekturę o tematyce religijnej, odmówienie i rozważanie tajemnic Różańca Świętego, na rozmowę z drugim człowiekiem, który może przeżywa zwątpienie i potrzebuje dobrej rady, może błądzi i potrzebuje pouczenia, a być może jest strapiony i czeka na pocieszenie. Znajdźmy czas na wzajemną pomoc w rodzinie, w obowiązkach domowych, odwiedziny chorych, modlitwę za naszych bliskich tych żywych, jak i umarłych. Znośmy cierpliwie krzywdy, darujmy chętnie urazy, czyńmy pokutę za nasze grzechy. Wówczas – jak niegdyś Apostołowie zdumieli się, gdy z pięciu chlebów jęczmiennych napełnili dwanaście koszów z ułomkami, pozostałymi po tych, którzy jedli – tak i my będziemy zdumieni widząc, jak Chrystus poprzez swą łaskę przemienia nasze serca, rodziny i całe społeczeństwa. 

Jak wspominał wielki dwudziestowieczny misjonarz abp. Marcel Lefebvre: Wiedziałem wprawdzie od czasów studiów, co oznacza ta wielka tajemnica naszej wiary. Ale jeszcze nie poznałem całej jej wartości, całej jej siły skuteczności, całej jej głębi. To przeżywałem wówczas w Afryce dzień po dniu, szczególnie w Gabonie, gdzie spędziłem trzynaście lat mego misjonarskiego życia, najpierw w seminarium, a następnie w buszu wśród Afrykanów, u tubylców. Tam naprawdę zobaczyłem, co może zdziałać łaska Mszy świętej. Zobaczyłem to (...) w tych dawnych pogańskich duszach, które zostały przemienione przez łaskę chrztu, przez łaskę uczestnictwa we Mszy świętej i przez Najświętszą Eucharystię. Te dusze zrozumiały tajemnicę ofiary Krzyża i zjednoczyły się z Naszym Panem Jezusem Chrystusem w cierpieniach Jego Krzyża, złożyły swoje ofiary i swoje cierpienia Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi i żyli jako chrześcijanie.(...) Są to ludzie, których łaska Mszy świętej ubogaciła, którzy każdego dnia uczestniczyli we Mszy świętej, który z żarliwością przyjmowali Komunię świętą i którzy stali się wzorcami i drogowskazami dla swojego otoczenia (...). Widziałem na własne oczy, jak te całkowicie pogańskie wioski stawały się chrześcijańskie i zmieniały się nie tylko duchowo i w sensie nadprzyrodzonym, ale także fizycznie, społecznie, gospodarczo, politycznie, ponieważ ci ludzie, będący dotąd poganami, nagle uświadomili sobie, że konieczne jest dotrzymywanie umów, wypełnianie swoich zobowiązań, szczególnie zobowiązań małżeńskich, mimo wyrzeczeń jakie to za sobą pociąga. I tak wioska zmieniała się stopniowo pod wpływem łaski, pod wpływem łaski ofiary Mszy świętej (Kazanie J. E. Abp. Marcela Lefebvre’a wygłoszone 23 września 1979 r. w Paryżu w podczas uroczystej Mszy św. z okazji 50 rocznicy jego kapłaństwa).

Drodzy wierni! Obyśmy uwierzyli w moc Bożej łaski, którą możemy otrzymać poprzez Sakramenty, a w szczególności Najświętszy Sakrament Ołtarza! Oto dziś Ten, który przywracał wzrok niewidomym, słuch głuchym, mowę niemym; Ten, który uzdrawiał sparaliżowanych i trędowatych oraz uwalniał opętanych ze szpon złego ducha; Ten, który nakarmił pięcioma chlebami pięć tysięcy mężczyzn kieruje do każdego z nas słowa, które niegdyś skierował do Apostoła Pawła: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12,9). 

Amen.