Kazanie na XIII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego
Umiłowani w
Chrystusie Panu!
Jakże zdumiewająca
jest cierpliwość Boga. Odkrywamy ją ilekroć zgrzeszymy, ilekroć dotyka nas
duchowy trąd. Choć w Łukaszowej Ewangelii czytamy, iż trędowaci
zabiegli drogę Chrystusa, to przecież zdajemy sobie sprawę z tego, iż to Boża
łaska poruszyła ich serca, by wybiegli Mu na spotkanie i prosili o uzdrowienie.
Nasz Pan wiedział, którędy powinien pójść, aby znaleźć potrzebujących pomocy
trędowatych. Bóg daje bowiem każdemu człowiekowi wystarczająco dużo łaski do
zbawienia. To jednak, czy człowiek ją wykorzysta, zależy od niego. Każdy z nas
obdarzony jest bowiem wolną wolą i może wybrać dobro albo zło, Boga albo
szatana, niebo albo piekło.
Jakże szokująca jest miłość
Boga, który oczyszcza trędowatych, choć wie, że tylko jeden z
nich wróci, aby za uzdrowienie podziękować. Nieważne są liczby, Chrystus nie
kalkuluje, czy miłosierdzie się opłaca. On czeka na dotkniętego duchowym
trądem grzesznika, bo chce go uratować. I choćby to, czego dokonał dla
naszego zbawienia, miałoby zostać podeptane przez marnotrawnych synów, On
wyciągnąłby bez wahania swoje święte i czcigodne ręce na krzyżu choćby dla tej jednej duszy, która pragnie obmyć się w Jego Przenajdroższej Krwi.
Jakże smutna jest
niewdzięczność ludzi. Tak rzadko dziękujemy za dobro otrzymane od Boga, choć
tak chętnie uciekamy się do Niego, gdy potrzebujemy pomocy, gdy chorujemy, gdy
umiera ktoś nam bliski, gdy przeżywamy trudności. Podobni jesteśmy do
zadłużonego człowieka, który, gdy mu potrzeba pieniędzy, uprzejmie prosi o
pożyczkę, obiecuje ją na czas oddać, ale gdy czas zwrotu przychodzi, wówczas ignoruje wierzyciela upominającego się o pożyczone pieniądze. I do nas,
jak do owych trędowatych, mógłby Chrystus śmiało powiedzieć: Nie
znalazł się nikt, kto by wrócił i dał chwałę Bogu (Łk 17, 18).
Jakże zadziwiająca jest
ludzka głupota. Bóg pociesza strapionych, podnosi upadłych, daje zdrowie i
pomnaża ludzkie siły. A jak my się zachowujemy? Od Boga bierzemy, a dziękujemy
ludziom albo własnej przebiegłości, my przecież wiemy lepiej, co Bóg powinien
zrobić i często Go pouczamy. A czy Zbawiciel nie powiedział: Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi
owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić (Łk 15, 5). I choć
już wiele razy słyszeliśmy te Chrystusowe słowa, to po prostu Mu nie wierzymy.
My katolicy, którzy niczym kamienie leżące na dnie rzeki, choć od dwóch tysięcy
lat obmywani i wygładzani jesteśmy przez wodę chrześcijaństwa, to w środku
pozostajemy przez tę wodę nietknięci.
Jakże przerażająca jest
pogarda ludzi wobec Chrystusowych darów. Tak często nadużywamy Bożej dobroci.
Nasz Pan obdarza nas majątkiem, a my nie potrafimy podzielić się z
potrzebującymi; daje nam sprawny umysł, a my wykorzystujemy go do oszustw; daje
nam wiarę, a my przyzwalamy na jej fałszowanie, aby przypodobać się duchowi
tego świata; mieszka między nami – cichy, bezbronny niczym dziecko, Więzień
miłości obecny w Najświętszym Sakramencie, a my jesteśmy obojętni, gdy jest
lekceważony. Za otrzymane dary i łaski Zbawiciel nie otrzymuje od nas należnej czci.
Wręcz przeciwnie, można by nawet powiedzieć, że ile dobrodziejstw weźmiemy,
tyle krzywd Bogu wyrządzamy. Dlatego żali się nasz Stwórca przez usta Proroka
Izajasza: Niebiosa, słuchajcie, ziemio,
nadstaw uszu, bo Pan przemawia: Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni
wystąpili przeciw Mnie (Iz 1, 2).
Kochani moi! Dziś każdy
z nas jest trędowatym, który wychodzi na drogę wiodącą do Jeruzalem, aby
spotkać Pana. Nie bądźmy jednak niewdzięczni jak dziewięciu z uzdrowionych trędowatych. Jak
ów Samarytanin, który wrócił i upadł Panu Jezusowi do nóg, tak i my za każdą
łaskę, za każdy otrzymany dar, szczególnie zaś za oczyszczenie z trądu duszy, sakramentalne
rozgrzeszenie, składajmy Bogu dzięki, powtarzając słowa psalmu, które kapłan
wypowiada podczas każdej Mszy Świętej przed spożyciem Przenajdroższej Krwi
Naszego Pana Jezusa Chrystusa: Cóż oddam
Panu za wszystko, co mi wyświadczył? Podniosę kielich zbawienia i
wezwę imienia Pańskiego (Ps 115, 12-13).
Amen.